piątek, 28 marca 2014

Jesteś tym, co jesz- ostatnia prosta !

Został ostatni tydzień oczyszczania! Wszystkim, którzy trwają w nim ze
mną gratuluję :-). Po trzech tygodniach czuję się rewelacyjnie. Jestem
bardzo spokojna, trudno mnie wyprowadzić z równowagi. Jestem znów
szczęśliwa! Od wielu lat nie czułam się na przedwiośniu tak pełna
energii i wypoczęta. Dla mnie przesilenie wiosenne zawsze znamionowało
okrutne zmęczenie, totalny brak sił i ogólną niemoc. A jednak jest
możliwe, by samą dietą zmienić swoje życie! To nieprawdopodobne, jak
ogromny wpływ na nas ma to, co jemy. A najlepsze jest to, że bardzo
polubiliśmy taki sposób odżywiania. Jemy dużo białka roślinnego (
soczewicy, cieciorki, fasoli), nie mam w domu białej mąki przennej, mało
solę potrawy dla całej rodziny. Stosuję za to dużo ziół świeżych i
suszonych. A mnóstwo warzyw było u nas zawsze. Na pewno po detoksie
wrócę do ukochanej kawy, ale w mniejszych ilościach niż przedtem. I
będę jadła mięso, normalnie, bo nie ma to jak pyszny krwisty kawał
dobrego mięcha!! Ale będzie to nadal mięcho najzdrowsze: dziczyzna,
królik (byle nie krwisty- bleee!!!!), kurczak ze wsi ( też wypieczony). 
Dziś podam, co można jeść w ostatnim tygodniu oczyszczania organizmu. I
takie składniki powinny stanowić nasze główne pożywienie przez całe
życie. To nauka zdrowego odżywiania. Mało w nim kalorii i tłuszczy
nasyconych, tych niezdrowych. Bardzo dużo za to witamin i związków
mineralnych. Na takiej diecie nie utyjemy, lecz będziemy silne oraz
skoncentrowane na rodzinie i pracy. I przede wszystkim będziemy miały
jeszcze siły na nasze przyjemności :-). Przeczytałam ostatnio, że już
połowa Europejczyków ma nadwagę, a 20% jest otyłych. Przy takiej
epidemii obżarstwa występuje paradoks, że większość ludności krajów
wysoko rozwiniętych jest niedożywionych. Mają duży deficyt podstawowych
składników pokarmowych. Ludzie jedzą "paszę", która tylko zapycha i
szybko tuczy. Jest w niej dużo chemii i sztuczności, a brak witamin i
minerałów próbujemy nadrobić pochłaniając tony suplementów diety. I
znów chemia. Niestety najnowsze badania amerykańskich naukowców
dowiodły, że prawie wszystkie z nich się nie wchłaniają. Pożeramy
zatem masę tabletkową bez sensu. A obojętna dla naszego organizmu ona
nie jest! Nie przypomina to czegoś? Zachowujemy się tak, jak traktujemy
zwierzęta z masowych chowów. Byle szybko nabrać masy, wtłoczyć chemię
i antybiotyki i jest bosko! Tyle tylko, że te biedne zwierzęta nie mają
innego wyjścia, same za swoją dietę nie odpowiadają. I niestety po
dość krótkim życiu trafią pod nóż. A nasze życie trwa znacznie
dłużej, przynajmniej powinno. Nie bądźmy tucznikami, tylko świadomie
wybierajmy produkty do naszego menu. Wtedy bez suplementów diety, którymi
koncerny farmaceutyczne nas zasypują, będziemy zdrowi, pełni wigoru i
dostarczymy w naturalny sposób organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje.

Co jeść powinniśmy w ostatnim tygodniu detoksu oraz przez całe życie?
 
* Owoce i warzywa: wszystkie, świeże i suszone. Do tego kiełki,
przeciery owocowe i warzywne ( bez chemii!!), wodorosty

* białka: wszystkie nasiona roślin strączkowych ( fasole, soczewica,
soja, ciecierzyca), wszystkie ryby, indyk, dziczyzna, kurczak ze wsi,
nasiona i orzechy, tofu, jogurt naturalny, twaróg, mleko odtłuszczone lub
sojowe

*węglowodany: płatki owsiane, brązowy ryż i inne całe ziarna ( kasze),
muesli, makaron z mąki razowej, chleb pełnoziarnisty, chrupki z
brązowego ryżu, chrupkie pieczywo żytnie

* dodatki: oliwa z pierwszego tłoczenia, oleje lniany, orzechowy i inne
wyciskane na zimno, zioła świeże i suszone, czosnek, ocet balsamiczny i
winny, ocet jabłkowy, pieprz, sól morska, miód, musztarda francuska
ziarnista, suszone pomidory, pasta sezamowa, masło orzechowe

* napoje: woda, herbaty ziołowe, rooibos, zielona, świeże soki warzywne
i owocowe, koktajle


Menu powinno być bardzo urozmaicone. Nic nam się wtedy nie znudzi i
wszystkiego dostarczymy organizmowi. I nie ma co mówić, że nie mamy na
to czasu. Każda z nas ma mnóstwo zajęć i kilka etatów ( praca, dom,
dzieci, sprzątanie....itd., itp). Dobra organizacja jest kluczem do
wszystkiego! A warto, bo nagrodą jest wspaniałe samopoczucie i przede
wszystkim zdrowie nasze i naszej rodziny. To my musimy o to zadbać, my tu
rządzimy :-). Jesteśmy osobami mądrymi i świadomymi, nie tucznikami!

Na koniec super przepis na szybki koktajl energetyczny. Dziękuję pani
Ani, Asi i Dagmarze za przepis. Choć przyznać muszę, że gdy pierwszy
raz o nim usłyszałam stwierdziłam, że za żadne skarby rano nie
przełknę czegoś takiego. Ale spróbowałam i okazał się przepyszny!

Koktajl energetyczny: Banan Spora garść umytego świeżego szpinaku ( z dobrego źródła oczywiście) Natka pietruszki ( również dość sporo) Sok z pół cytryny Świeży imbir ( obrany) ok. 3 cm grubości kciuka Ok. 200ml.wody Wszystko zmiksuj w blenderze i gotowe. Wspaniałe szybkie śniadanie. Proporcjami się nie przejmuję, mniej więcej :-). Miłego!!

środa, 19 marca 2014

Detox- tydzień 3

Panuje szał na oczyszczanie organizmu! Moje znajome, osoby z rodziny,
klientki. W nowym Shape jest długi artykuł o wiosennym detoksie i
przepisy na zdrowe dania. Większość rewelacji ( z czego bardzo się
cieszę) już opisywałam. Buraczki, soki, składniki diety oczyszczającej
oraz wszystko, co trzeba wyeliminować. Ale i tak warto poczytać. 

Po drugim tygodniu czuję się cudownie. Energii mam za całą rodzinę. I
to bez kofeinowego dopalacza. Trzeci tydzień jest najważniejszy. Obfituje
w składniki, które są mu najbardziej potrzebne. Powinny pochodzić z
plantacji ekologicznych, ale zdaję sobie sprawę, że w naszym klimacie o
tej porze roku może to być kłopotliwe :-). Przeważają posiłki
surowe.

Możemy jeść:

* Owoce i warzywa: jabłka, banany, grejpfruty, melony, pomarańcze, kiwi,
figi, cytryny, limonki, mango, ananasy, suszone morele, śliwki, sałaty i
inne zielonolistne warzywa, bakłażany, awokado, fasolka szparagowa,
kiełki, buraki, brokuły, marchew, kalafior, seler naciowy, cukinia,
ogórek, grzyby, cebule, papryki, pomidory, wodorosty

* Białka: ciecierzyca, soczewica, soja, fasola ( różne odmiany), tofu,
orzechy, nasiona

* Węglowodany: brązowy ryż, owies, chleb żytni, chrupki z brązowego
ryżu

* napoje, przyprawy i dodatki jak w poprzednich tygodniach.


Planowanie menu:

Śniadanie:
- pół melona i duży banan
- 6 połówek suszonych moreli i pomarańcza
- 4 suszone śliwki i 2 owoce kiwi
- sałatka ze świeżych owoców polana przecierem ze świeżych śliwek
lub moreli. Śliwki drylujemy, dodajemy odrobinę wody oraz miodu i
gotujemy na wolnym ogniu do miękkości. Blendujemy i gotowe
- płatki owsiane ugotowane na wodzie z przecierem z suszonych śliwek (
przepis powyżej), siemieniem lnianym i nasionami słonecznika

Drugie śniadanie i podwieczorek:
- chrupka ryżowa
- jabłko
- przecier z fasoli ( przyrządzony jak hummus- przepis w poście
"Detox-tydzień drugi") z surowymi warzywami
- garść migdałów
- garść nasion dyni

Hummus z warzywami. Zamiast pasty sezamowej dodałam uprażony na suchej patelni sezam. Pycha!!! Lekkie zimne posiłki: - sałatka z trzech rodzajów ugotowanej fasoli : układamy na liściach sałaty po 50 g. trzech rodzajów fasoli, dodajemy pomidorka, cebulę, natkę pietruszki i polewamy lekkim winegretem - sałatka ryżowa : 3 łyżki ugotowanego brązowego ryżu mieszamy z 2 łyżkami ugotowanej fasoli i garścią surowych różyczek brokułów, polewamy winegretem i posypujemy sezamem - sałatka z awokado: dojrzałe awokado obrane i pokrojone na kawałki mieszamy z różnymi ostro smakującymi liśćmi sałaty ( rukola, cykoria, roszponka) i pokrojonym pomidorem. Skrapiamy winegretem i podajemy z żytnim chlebem - garść orzechów laskowych i porcja zupy warzywnej ( pokrojone warzywa np. marchew, seler, pietruszka, pomidory z puszki ugotowane w wodzie z odrobiną oliwy, doprawione świeżymi lub suszonymi ziołami, pieprzem, świeżą papryczką chilli, sokiem cytrynowym) - sałata z owocami : liście rzymskiej sałaty łączymy z posiakanymisuszonymi morelami, pokrojonym bananem, ogórkiem i selerem naciowym. Dodajemy sos sporządzony z trzech jednakowych części: oliwy, oleju sezamowego i soku z pomarańczy. Posypujemy nasionami słonecznika. Można podawać z żytnim chlebem. - chrupka sałatka: paseczki marchwi, cukini, czerwonej papryki i selera naciowego mieszamy z różyczkami brokułu i kiełkami. Przyprawiamy 2 łyżeczkami przecieru z fasoli lub hummusu wymieszanymi z 2 łyżkami winegretu. Podajemy z chrupkami ryżowymi. Lekkie gorące posiłki - porcja hiszpańskiej ciecierzycy : ( składniki dla 2 osób) na oliwie podsmażyć pokrojoną cebulę, roztarty ząbek czosnku i pieprz. Dodać ugotowane 175 g ciecierzycy i 100 g fasoli oraz pokrojoną żółtą paprykę, łyżeczkę kminku, pół łyżeczki oregano, 4 duże pokrojone pomidory lub pomidory z puszki i świeże chilli. Doprowadzić do wrzenia i gotować ok 30 minut, dodając trochę wody lub soku pomidorowego w razie potrzeby. Podawać na gorąco z ryżem albo chlebem żytnim - chińskie danie: 125 g pokrojonego na kawałki twardego tofu podsmażamy w małej ilości oleju sezamowego z paseczkami czerwonej papryki, kapustą pekińską, selerem naciowym i kiełkami, na koniec dodajemy pół łyżeczki pasty sezamowej - risotto: serek tofu podsmażamy na oliwie z pieczarkami, cebulą i 50g nieugotowanego brązowego ryżu. Następnie dodajemy wodę ( tyle, by przykryć ryż) i dusimy na wolnym ogniu. W razie potrzeby dolewamy więcej wody. W razie potrzeby podać z sałatką z pomidorów i bazylii. - casserole ( potrawa do gotowania na małym ogniu): dusimy w garnku 50 g ugotowanej soi, 50 g brązowej soczewicy, posiekaną cebulę, seler naciowy i grzyby z 2 pokrojonymi drobno dojrzałymi pomidorami lub pomidorami z puszki, sokiem pomidorowym i świeżymi ziołami do smaku. - porcja zupy z soczwicy i warzyw ( w poprzednim poście o detoksie o niej pisałam) podana z żytnim chlebem Oczywiście można tworzyć dowolne potrawy z w/w składników. To wydaje się najtrudniejszy tydzień, tylko na roślinkach :-). Szybko minie, tak jak poprzednie. Po ostatnich dwóch tygodniach straciłam całkowicie ochotę na słodkie, a to było moją zmorą przez dietą. Wszystko przez to, że dostarczam sobie najpotrzebniejszych i najlepszej jakości składników. Ale najlepsza jest energia i uczucie ciagłego wypoczęcia!!!! Niebywałe!!!!

Pogoń za młodością


Niedawna dyskusja Natalii i jej koleżanek na FB na temat upływającego
czasu skłoniła mnie do napisania dzisiejszego posta. Przerażające jest
wszechobecne parcie do wiecznej młodości. Zmienianie rysów twarzy
poprzez stosowanie botoksu, wypełniaczy. Nienaturalnie napuchnięte wargi
od kwasu hialuronowego, zniekształcone i wykraczające poza ich naturalną
granicę. Coraz bardziej dostępna chirurgia plastyczna, implanty
policzków, liftingi i przesympatyczny doktor Szczyt w każdej puszce
coca-coli. Niedawno spotkałam dawno nie widzianą znajomą i spytałam: "
Na Boga, od czego takiego uczulenie dostałaś?". Na co biedna ona
speszyła się okrutnie, ponieważ to nie pszczoły ją pożądliły, tylko
ostrzyknęła sobie kwasem usta, które teraz sięgają niemalże pod sam
nos, a dolna wara wisi jak u Sylwka Stallone! Jestem z kosmetyką i
estetyką związana od dawna i pojąć nie mogę, dlaczego one to robią.
Po co, na co i za jakie grzechy tak się oszpecać? Jedna Minge na tym
świecie wystarczy :-) ! Albo aktorki, dla których niestety wieczna
młodość jest ważniejsza niż kunszt własnego zawodu. Takie np. Nicole
Kidman lub Meg Ryan. Obie panie będąc w kiepskim okresie życia, po
rozstaniach z mężami, zafundowały sobie odmładzanie. Trudno
powiedzieć, czy korzystne. Kidman zdobyła oskara w za film "Godziny", o
którym złośliwcy mówią, że ze sztucznym nosem wyglądała w nim dużo
bardziej naturalnie niż teraz. Niestety obie panie ( i wiele innych
aktorów i aktorek) będą zapewne do końca życia grać w mniejszych lub
większych szmirach, gdyż do wielkiego aktorstwa potrzebna jest mimika i
prawdziwa, realna twarz. Plastikowe lalki tego nie zastąpią, nigdy nie
zagrają przekonująco normalnego życia. Nie przekażą tyle i tak
przejmująco jak np. Gajos, Willem Dafoe .
 

  
Obie panie oprócz mimiki i szansy na dobre role, straciły także swój
urok

 Na stronie LuxLux znalazłam zdjęcia wielu gwiazd przed i po ingerencji
 chirurgów i dermatologów. Czyż nie wyglądaliby pięknie starzejąc
 się z godnością !? Czyż kilka zmarszczek i prawdziwy uśmiech nie
 dodaje uroku bardziej niż parówki zamiast ust i martwe malutkie oczka
 bez radości nad implantami policzków!? Zobaczcie sami
 
http://www.luxlux.pl/artykul/17-gwiazd-przed-i-po-operacjach-plastycznych-22958#artGallery

Carla Bruni wygląda jak alien, a Michaela Romanini ( przepiękna kiedyś
kobieta) zmieniła się w monstrum, podobnie jak reszta osób na
zdjęciach. A miała tak piękne usta! Bez komentarza, sami widzicie. 






  Niestety nie zawsze efekt jest powalający. Choć w tych wypadkach
właściwie jest :-). I to jak!!!! Ale słit focia ( brrrrr!!!) z
dzióbkiem ( dziobem!!!) też się znalazła. 

Mam wiele klientek, które korzystają ze zdobyczy nowoczesnej
dermatologii. Wiele z nich robi to w mądry, wyważony sposób. Wyglądają
cudownie, młodo, trudno określić ich wiek. Są piękne i zadbane. Robią
regularnie mezoterapię, głębokie nawilżanie, złuszczanie pilingami
chemicznymi, usuwają rozszerzone naczynka krwionośne. Usta naturalne, o
pięknym regularnym obrysie, czasem delikatnie podkreślone makijażem
permanentnym. Dbają o skórę poddając się sukcesywnie dobrym zabiegom
kosmetycznym. Wyglądają cudownie, jędrne, bez rozszerzonych naczyń.
Skóry może pozazdrościć im niejedna nastolatka, lecz rysy twarzy mają
swoje i naturalne, a drobne zmarszczki mimiczne wokół oczu jeszcze
dodają im uroku i pozwalają na radość i uśmiech całą twarzą. Lubią
siebie, są szczęśliwe!  Inna grupa moich klientek uczęszczających do
dermatologów estetycznych to te panie, które wpadły w pułapkę
ciągłego poprawiania natury. I niestety w większości wypadków nie są
to zmiany korzystne. Sztuczny wyraz twarzy, wypełnione i ponaciągane
wszystkie jej partie sprawiają, że stają się trudne do rozpoznania.
Niedawno na imieninach u przyjaciół spotkaliśmy znajomą, która od
kilku lat stara się zatrzymać czas z pomocą dermatologa estetycznego.
Była piękną i seksowną kobietą. Kiedyś. Podczas imprezy mąż
odciągnął mnie delikatnie na stronę i zapytał, kim jest ta
ponaciągana pudernica, bo nie wiedział z kim rozmawiał. Uwierzyć nie
mógł, gdy mu powiedziałam, któż to :-). 
Kobiety takie nigdy nie będą zadowolone ze swojego wyglądu. Zawsze
będą pałały chęcią zmiany czegoś w sobie. Nikt nie jest idealny!
Jedni mają przysadziste uda, inni kiepskie włosy, krzywy zgryz. Niektóre
mankamenty można łatwo naprawić lub zatuszować. Ale musimy polubić
siebie i za te dobre i za złe strony. Przecież to fantastyczne, że
każdy jest inny i ciekawy. A osoby z pozoru nie całkiem idealne po
bliższym poznaniu stają się tak piękne, że oczu nie możemy oderwać.
Choć przyznać muszę, że na panie Dermatolog-Konieczny-Raz-W-Tygodniu
też się nie mogę napatrzeć. Wzrok mi sam ucieka :-). I wtedy w myślach
zadaję sobie pytanie : why?! Warum?! Paciemu?! (przepraszam, nie mam
rosyjskiej trzcionki :-)). Jak można takie kuriozum z własnej buzi
zrobić?!

Znalazłam ciekawy artykuł pt. " Zamiast operacji
plastycznej...psychiatra". Naukowcy zauważyli, że gro osób poddających
się poprawkom własnego wyglądu ma niską samoocenę i robi to by
podnieść poczucie własnej wartości. Niestety pomaga to tylko na krótki
czas. Warto przeczytać
 
 http://kobieta.onet.pl/zdrowie/psychologia/zamiast-operacji-plastycznej-psychiatra/hhnrr

Drogie Panie!!! Morał jest jeden!!! Wszystko jest dla ludzi, byle
rozsądnie i z umiarem, bo w nałóg wpaść łatwo!!! A jeśli już coś
ze swoją twarzą zrobicie, to heja dziubek i słit focie na fejsa!!! No
koniecznie!!!! 

A tak poważnie, to przede wszystkim pokochajcie siebie!!!

środa, 12 marca 2014

Detox- tydzień 2

Pierwszy, najgorszy tydzień za mną. Już mnie nie boli głowa, która
przez pierwszy tydzień odwyku od kofeiny dawała o sobie znać. Mam
więcej energii, wieczorem nie padam z nóg, a rano wstaję bez bólu. Gdy
piłam kawę, szczerze to z nią dużo przesadzałam, kofeina już na mnie
nie działała. Byłam ciągle zmęczona. A teraz czuję się
niewiarygodnie wypoczęta. Ale po oczyszczaniu i tak do kawki wrócę, bo
ją kocham. Będę ją tylko dawkować. Dodatkowe efekty po pierwszym
tygodniu ? Czuję się "lżejsza" w środku. Nie męczą mnie żadne
dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego, wzdęcia, uczucie
ciężkości w żołądku lub jelitach.  Mój układ trawienny działa
niesamowicie sprawnie :-D. To jedna z najważniejszych spraw, aby jelita
dokładnie się oczyściły. Nerki pracują jak zwariowane, dużo piję,
dużo siusiam :-). Nie zatrzymuję wody w organizmie, nie mam obrzęków i
podpuchniętych oczu z rana, jak to było wcześniej. Czuję się świetnie
:-)

Ok, już szybciutko umieszczam listę produktów, które można jeść w drugim tygodniu, bo już zostałam zrugana, że " drugi tydzień już, a jeszcze nic nie wiadomo". 1. Owoce i warzywa: świeże owoce, suszone morele i figi, suszone śliwki, sałaty i inne warzywa zielonolistne, fasola, cebula, marchew, grzyby, pomidory ( także z puszki i suszone), cukinia, bakłażan, papryka, koper włoski, szparagi, karczochy, kiełki, buraki, brokuły, kalafior 2. Białka: ciecierzyca, soja, soczewica, ryby, tofu, jogurt naturalny i sojowy, mleko odtłuszczone i sojowe, świeże orzechy i nasiona 3. Węglowodany (tylko w małych ilościach): owies, muesli, brązowy ryż, kuskus, chleb pełnoziarnisty, makaron z mąki razowej, chrupki z brązowego ryżu 4. Napoje, przyprawy i dodatki pozostają takie same, jak w tygodniu pierwszym. PLANOWANIE POSIŁKÓW Śniadanie: ( 1 pozycja do wyboru) * 1 pomarańcza, 1 banan, 1 mała garść migdałów * porcja kompotu owocowego ( obgotowanego z suszonych śliwek, moreli i fig - po 50g, z dodatkiem świeżej pomarańczy i 200 ml. soku oraz laską cynamonu, łyżeczką miodu i łyżką nasion dyni) plus 2 łyżki muesli i 1 łyżka jogurtu naturalnego. * koktajl bananowo morelowy ( zmiksowany banan i 6 połówek suszonych lub 3 świeże morele z 150 g jogurtu naturalnego) * mała miseczka płatków owsianych ugotowanych na wodzie z 1 łyżeczką płynnego miodu, siemieniem lnianym, pokrojonym jabłkiem i małą ilością odtłuszczonego albo sojowego mleka. Drugie śniadanie i podwieczorek: * hummus ( przepis poniżej) z surowymi warzywami ( np. Seler naciowy, paseczki czerwonej papryki, marchew, dymka) * garść suszonych śliwek lub moreli * surowa marchew * garść orzechów Lekkie zimne posiłki * hummus z kawałkiem razowego chleba, skropiony oliwą i podany z dużą porcją zielonej sałaty i pomidorków * sałatka z łososia i awokado : wymieszaj 3 łyżki zimnego ugotowanego brązowego ryżu z jedną małą porcją łososia z wody lub ugotowanego na parze, pokrojonym pomidorem i dymką oraz jednym dojrzałym i drobno pokrojonym awokado. Skrop sokiem z cytryny i oliwą z pierwszego tłoczenia. Pycha! * sałatka z soczewicy i bakłażana z grilla: pokroj bakłażana i skrop go oliwą. Piecz na grillu, aż się zrumieni. Potem wymieszaj z 2-3 łyżkami ugotowanej brązowej soczewicy, pokrojonym pomidorem i cebulą oraz natką pietruszki. Polej sosem przyrządzonym z oliwy z oliwek i octu balsamicznego * sałatka z gruszki i orzechów włoskich: wymieszaj pokrojoną gruszkę z garścią orzechów włoskich, młodymi listkami ze środka sałaty, listkami rukoli i czrnym pieprzem. Skrop olejem i białym octem winnym * sałatka z ciecierzycy i pomarańczy : podziel na ćwiartki pomarańczę, zmieszaj z 3 łyżkami ugotowanej ciecierzycy, 2-3 łyżkami ugotowanego brązowego ryżu, kilkoma drobno pokrojonymi suszonymi morelami i świeżymi ziołami ( mięta, bazylia, natka pietruszki). Skrop sosem z oliwy z oliwek, soku pomarańczowego i czarnego pieprzu. * duża porcja sałaty ( różne rodzaje sałat) z pomidorami, kiełkiami ( mogą być różne), nasionami dyni lub słonecznika, skropiona olejem np. z orzechów lub arganowym i octem balsamicznym Lekkie gorące posiłki: * porcja zupy z soczewicy ( pisałam o niej w poście " Detox- tydzień pierwszy") * mała porcja ugotowanego brązowego ryżu podana z grillowanymi warzywami (cebula, cukinia, bakłażan) i sosem pomidorowym * mała porcja spaghetti z mąki razowej wymieszane z sosem z oliwy z pierwszego tłoczenia, czosnku, czarnego zmielonego pieprzu, soku z cytryny, suszonych pomidorów i bazylii * morska ryba z grilla podana z różnymi słodkimi paprykami pokrojonymi na wąskie paseczki i podsmażonymi na sposób chiński z olejem z orzeszków arachidowych, posypana świeżą bazylią * kawałki tofu marynowanego w oliwie z oliwek i occie balsamicznym podsmażone na sposób chiński z warzywami (np. różyczkami brokułów, marchewką, paseczkami papryki i cukini. Na ten tydzień spisałam wszystko dokładnie, jak podano w książeczce o detoksie, ponieważ wiele osób miało pytania, co dokładnie jeść i jak komponować posiłki. Wystarczy wybrać jedną pozycję do dziennego menu i to wszystko. Komponujcie 5 posiłków ( śniadanie, drugie śniadanie, lekki gorący lub zimny posiłek, podwieczorek i znów lekki zimny lub gorący posiłek). Jedzcie mniej więcej o stałych porach i utrzymujcie takie same przerwy między posiłkami. Ręczę, że nie będziecie głodni. W międzyczasie pijcie dużo wody, a także herbatki ziołowe, zieloną, białą i rooibos. A gdy Was jednak głód dopadnie, wypijcie sok warzywny lub ew. owocowy albo zjedzcie marchewkę. Powyższe propozycje możecie oczywiście zmieniać ( np. zamiast oleju arachidowego użyć oliwy z oliwek itp.), a także komponować własne posiłki ze składników podanych na początku tego posta. Zdaję sobie także sprawę, że warzywa obecnie u nas nie są zbyt wartościowe, dlatego staram się stosować do potraw więcej kiełków własnej produkcji, suszonych pomidorów, własnych przecierów pomidorowych. Jagienka ostatnio także posiała w doniczkach na parapecie mieszankę różnych sałat liściastych ( nasionka w sklepie ogrodniczym). Na razie są małe, ale jak podrosną to obrywa się pojedyncze listki i z jednego wysiewu można do trzech razy obrywać listki. Zobaczymy, co z tego wyjdzie :-).
MÓJ OGRÓDEK PARAPETOWY ( natka pietruszki, bazylia, młode listki sałat, szczypiorek, kiełki w kiełkowniku) A teraz jeszcze przepis na hummus. Bardzo go lubię, a pierwszy raz go jadłam u Sylwii i Amita w Liverpoolu. Pozdrawiam ich mocno. Hummus Ok. pół kg. ciecierzycy ugotowanej lub z puszki Sok z pół cytryny Ok. łyżka oliwy z pierwszego tłoczenia 1-2 łyżki pasty sezamowej ( ostatnio robiłam bez i też był super) Rozgnieciony ząbek czosnku Szczypta papryki Wszystko zmiksować na puree. Można przechowywać w lodówce do 3 dni lub zamrozić. Pyszne jako dip do surowych warzyw lub na kanapkę.

wtorek, 11 marca 2014

Ciasteczka owsiane


Za Olimpią chodziły ciasteczka owsiane. W sobotę od rana zabrała się za pieczenie i stworzyła jedne z najpyszniejszych ciasteczek jakie w życiu jadłam. Pomimo diety oczyszczającej na jedno się skusiłam. W końcu to całkiem zdrowe słodkości. Byłam silna, tylko jedno :-). I oczywiście zjadłam je tylko i wyłącznie z troski o dzieci, by sprawdzić, czy się nie potrują ;-). A że opowiadam o nich na lewo i prawo, a że takie chrupiące, i pyszne, i zdrowe, i do szkoły, i wogóle, więc wszyscy mnie o przepis proszą. Do usług!


 


 Składniki na około 22 duże ciasteczka:
200g masła w temperaturze pokojowej
3/4 szklanki jasnego brązowego cukru 
1 opakowanie cukru wanilinowego
1 jajko (w tej samej temperaturze co masło)
1 szklanka mąki pszennej ( my piekłyśmy na orkiszowej)
1/2 łyżeczki sody
szczypta soli
2 i 1/2 szklanki płatków owsianych
1/2 szklanki posiekanych bakalii (my dodałyśmy tylko posiekane krzechy
włoskie)
 
1. Mąkę wymieszać z sodą, solą.

2. Masło ucierać mikserem na średnich obrotach przez około 2 minuty.
Dodać cukier, cukier wanilinowy  i ucierać jeszcze przez 2-3 minuty.
Następnie dodać jajko, wymieszać.

3. Do maślanej masy dodać pozostałe składniki i wymieszać łyżką lub
rękoma.

4. Z ciasta formować w rękach kulki, układać je na blaszce wyłożonej
papierem do pieczenia i mocno spłaszczyć (między ciasteczkami proszę
zachować odstępy). Ciasteczka wstawić do piekarnika nagrzanego do 180
stopni ( funkcja góra+dół). Piec 17 minut. Podawać przestygnięte.

Olimpia upiekła ciasteczek z trzech porcji!!! Przez weekend trochę ludzi
się przez nasz dom przewinęło, więc niewiele zostało ( tym lepiej dla
mnie ;-)). Resztę zabrała do szkoły. Koleżanki też chcą przepis! 


sobota, 8 marca 2014

Detox- tydzień pierwszy


Tydzień pierwszy leci, jakby mu płacili !!!! A dieta jest całkiem
pyszna. Mogę jeść prawie wszystko, co uwielbiam. Posiłki dla rodziny
przygotowuję normalnie i nawet nie zauważyli zmian. Wcześniej nasze
posiłki wyglądały podobnie. Ja jedynie nie piję kawy, choć kusi mnie
przeogromnie, szczególnie rano. A Adrian tak smakowicie ją popija do
śniadanka :-). Zrezygnowałam z masła na te 4 tygodnie, czego rodzinie
nie odmawiam. Mało solę, ale to akurat każdy może zrobić osobiście
już na talerzu. I oczywiście nie jem słodkiego, choć szczerze mówiąc,
wogóle o nim nie myślę. Pieczywo pełnoziarniste na zakwasie jemy od
dawna wszyscy. Chleby piekę raz w tygodniu w niedzielę i mamy na cały
tydzień. Trzy chleby, każdy inny, aby się nie nudziło. Wbrew pozorom
zajmuje to chwilę, bo chlebów na zakwasie długo się nie wyrabia. I z
dumą muszę powiedzieć, że gdy mieliśmy na nartach przerwę od mojego
pieczywa, to na końcu nikt już nie miał ochoty jeść tam na śniadanie
kupnego chleba i nawet dzieci prosiły po powrocie o upieczenie naszych
bochenków.
Przyszło już do mnie kilka klientek, a parę pań dzwoniło lub pisało z
zapytaniem, jak komponować menu dnia w czasie naszej oczyszczającej
diety. Cieszę się ogromnie, że przechodzicie przez nią razem ze mną
:-). Podaję moje przykładowe menu z trzech ostatnich dni.

Dzień 1.
Śniadanie (6.45) owsianka z 2 łyżek płatków owsianych ugotowanych na
wodzie i mleku z odrobiną miodu, orzechami włoskimi i suszonymi
śliwkami.
10.00 : jogurt naturalny
13.00 - obiad : stek grillowany z cielaka jelenia, sałata z rukoli,
kiełków ( samodzielnie wyhodowanych :-) z brokułów, słonecznika i
groszku cukrowego), pomidorków koktajlowych, ogórka, rzodkiewki, posypana
prażonym słonecznikiem i polana lekkim dressingiem z oliwy z oliwek, soku
z cytryny i ziół. Do tego poszatkowana cykoria z jogurtem naturalnym i
kiełkami kapusty.
16.00 jabłuszko
18.30 dwie kromki pełnoziarnistego żytniego chleba z czarnuszką i obie
sałatki od obiadu ( przecież nie wyrzucę, poznaniara jestem :-))



Dzień 2.
6.45 muesli z jogurtem naturalnym.
10.00 sok pomidorowy i dwie lachy selera naciowego
13.00 gęsta zupa z zielonej soczewicy i warzyw ( marchew, seler,
pietrucha, burak) ugotowana z odrobiną soli morskiej i ziołami (
majeranek, kozieradka, kolendra, tymianek). Po ugotowaniu wrzuciłam
pokrojoną papryczkę chilli ( wersja dla dorosłych), pokrojony chrupiący
seler naciowy i ( oczywiście!!! nuda!!!!) kiełki. Skropiłam na talerzach
olejem arganowym ( tym spożywczym oczywiście!)
Zupa jest przepyszna!!!



16.00 sok z buraków kiszonych, marchewka
18.30 dwie kanapki (z chleba razowego orkiszowego ze słonecznikiem) z
awokado, cebulką i rzeżuchą


Dzień 3

7.00 jajecznica z odrobiną oliwy z oliwek, chlebek żytni pełnoziarnisty
na zakwasie
10.00 sok marchwiowy
13.00 orkiszowa razowa tortilla ( właściwie bardziej twardy naleśnik na
wodzie) z grillowaną dziczyzną ( jeleń), sałatą, warzywami, kiełkami,
chilli, sosem pomidorowym i jogurtem naturalnym z ziołami.
16.00 jabłko
19.00 porcja naszej ulubionej sałatki orkiszowej


I tak mniej więcej przez cały tydzień. Posiłki częste, ale mniejsze i
zdrowe. Nikt nawet nie zdąży zgłodnieć. Codziennie wypijam także
szklankę ( można ją podzielić na pół rano i pół wieczorem) soku z
kiszonych buraków lub świeżego marchwiowo- burakowego. Mniam! Takimi
obiadami raczę także mojego tatę, który jest wielbicielem zdrowych
posiłków. Jak ktoś je z aż taaaaaką przyjemnością i mówi: " to nie
była zupka, to było arcydzieło :-D" ,  to naprawdę miło się gotuje
:-).

środa, 5 marca 2014

Moje wielkie wiosenne sprzątanie w sobie


Karnawał był długi. Działo się różnie, jadło i piło się też
różnie. Do tego najpierw zima z pogodą jesienną, podczas której
ochotę na słodkie miałam nieprzerwanie. Teraz przyspieszone
przedwiośnie ze znienawidzonym przeze mnie tzw. przesileniem wiosennym.
Jestem wiecznie śpiąca i zmęczona. Najchętniej o 21.00 wskoczyłabym
już do łóżka i nie wychodziła z niego do jutrzejszego południa. Albo
nawet do kwietnia!!! Czas coś z tym zrobić. Nabrać nowej energii. Chcę
znów wyglądać promiennie i świeżo, mieć wypoczętą, nieskazitelną
cerę. I włosy! I blask w oczach! Czas na oczyszczanie organizmu!!!

Nie jest to żadną nowością, że zanieczyszczony organizm nie
funkcjonuje prawidłowo. Posiadamy w sobie wiele toksyn i zanieczyszczeń,
które zakłócają wszelkie procesy zachodzące w naszym ciele.
Zmęczenie, ziemista cera, bóle głowy, zaparcia, zatrzymywanie wody i
opuchlizna pod oczami oraz inne przypadłości mogą być spowodowane
właśnie "zamuleniem" przez niepożądane substancje, które niestety
nieustannie w siebie wtłaczamy. Dla wątroby, naszego głównego filtra
oczyszczającego, najgorsze są leki, używki (alkohol, kawa) oraz biała
mąka i cukier ( czyli to, co tygryski lubią najbardziej :-)). A
miesiącem, w którym wątroba ma największe zdolności do regeneracji i
oczyszczania jest właśnie marzec! Doskonale! A koniec karnawału i 40 dni
postu pasują do tego idealnie!!!

Detoks i oczyszczanie organizmu to brzmi przerażająco! W rzeczywistości
jest to jedynie zmiana diety na zdrowszą, pozbawioną konserwantów,
używek i ...oj...cukru! Soli też stosuje się jak na lekarstwo.
Oczyszczanie musi trwać co najmniej kilka tygodni ( ja zakładam 4
tygodnie). Osobiście takie oczyszczanie robiłam tylko raz, jakieś 10 lat
temu.  Najgorszy jest pierwszy tydzień, ponieważ organizm może domagać
się kawki, ciastka. W tym też czasie najintensywniej pozbywamy się
wszelkich trucizn. Można odczuwać bóle głowy, osłabienie. Ale już  w
drugim tygodniu nabierzemy  nowej energii i nie będzie nam brakować
cukru.
Po czterech tygodniach oczyszczania twarz i ciało wyglądają zupełnie
inaczej. Jest blask w oczach, piękna cera i włosy. Znikają wypryski,
mamy energię i ochotę na życie. A najlepsze jest uczucie lekkości, bo
jelita i żołądek funkcjonują idealnie, wątroba i nerki również,
dzięki czemu nie " zatrzymujemy" wody i nie mamy obrzęków. No i jest
jeszcze  jeden skutek uboczny: spadek wagi. Nawet do 4 kg. Więcej zgubią
osoby, które na co dzień mają bardziej niezdrową dietę. Te osoby
powinny podczas tych 4 tygodni nauczyć się prawidłowych nawyków
żywieniowych i przy nich pozostać, pozwalając sobie oczywiście od czasu
do czasu na mały grzech :-).
Sama dieta dla mnie jest rewelacyjna, bo mogę jeść wszystko, co lubię.
Najgorszy jest brak kawy, szczególnie tej porannej. Tak ją kocham :-).
Ale dam radę!
Dieta jest także zbilansowana i różnorodna. Nie brakuje w niej niczego,
co jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. A pochodzi ze
wskazówek żywieniowych Judith Wills, która jest jednym z
najważniejszych ekspertów w dziedzinie diet zdrowotnych w Wielkiej
Brytanii. Książeczka z dietą była 10 lat temu w Twoim Stylu :-).

W pierwszym tygodniu można jeść:

1. Owoce i warzywa: świeże i suszone owoce, świeże warzywa np. Fasola,
groszek, marchewka, sałaty, grzyby, awokado, pomidory, także w puszce i
suszone, ziemniaki), kiełki. Wszystkie owoce i warzywa, a także rośliny
strączkowe, ziarna i płatki powinny oczywiście pochodzić w miarę
możliwości z upraw ekologicznych

2. Białka: rośliny strączkowe, ryby i owoce morza, kurczak ( ze wsi
:-)), jogurt naturalny, mleko odtłuszczone i sojowe, serek tofu, jajka,
orzechy włoskie, nerkowce, nasiona ( słonecznik, dynia, siemię lniane,
chude czerwone mięso, dziczyzna, struś, indyk, jagnięcina, królik

3. Węglowodany: muesli bez cukru, płatki owsiane, całe ziarna ( np.
kasza jęczmienna, gryczana, kasza kuskus, brązowy ryż, pszenica
orkiszowa, mąka gryczana) , makaron i kluski z mąki razowej, pieczywo
pełnoziarniste ( pszenne, żytnie, owsiane)

4. Napoje: woda, soki owocowe i warzywne, herbaty ziołowe, herbata
zielona, biała, afrykańska rooibos

5. Przyprawy i dodatki: swieże przyprawy ziołowe i korzenne, czosnek,
ocet winny, balsamiczny, jabłkowy, sok z cytryny, czarny pieprz, oliwa z
oliwek z pierwszego tłoczenia, olej arachidowy, sezamowy, z orzechów
włoskich i laskowych, miód, bulion warzywny ( naturalny, nie z kostki),
sól morska, francuska musztarda pełnoziarnista, suszone pomidory, , pasta
sezamowa, masło orzechowe



Jak widzicie, jest w czym wybierać. W drugim tygodniu eliminuje się
niektóre produkty, a w trzecim je się wyłącznie żywność roślinną.
W czwartym tygodniu znów urozmaicamy jadłospis. Podczas tej diety jemy
4-5 mniejszych posiłków, więc nawet nie zdążymy zgłodnieć. Jeśli
jednak bierze nas głód, można coś przekąsić, np. pochrupać surową
marchewkę. W następnym poście przykłady posiłków, chociaż z
powyższych składników można wyczarować wszystko :-).

Detoks czas zacząć!!!!!

poniedziałek, 3 marca 2014

Fotografia z duszą

Olimpia zainteresowała się fotografią!! Prawdziwą, cieszącą oko i
duszę fotografią, z krwi i kości, a nie fejsbukowym lub cyfrowym
substytutem. Dobra fotografia to dzieło sztuki, ale sztuką wielką jest
dobrą fotografię zrobić. I to nie cyfrówką lecz w tradycyjny sposób,
starodawnie. Odpowiednio dobrać idealny kadr, doświetlić, pomyśleć,
ustawić parametry, zmierzyć światło. Wcześniej założyć odpowiedni
do panujących warunków i naszych zamierzeń film. Wreszcie pstryknąć to
zdjęcie idealne pamiętając, że mamy do dyspozycji tylko 36 klatek na
kliszy. Jeśli oczywiście fotografujemy aparatem małoobrazkowym. Jeśli
mamy aparat średnioformatowy, mamy do dyspozycji jedynie od kilku do
kilkunastu klatek. Dlatego każde zdjecie musi być dokładnie przemyślane
i dopracowane jeszcze przed naciśnięciem migawki.
Miło oglądać prace mistrzów fotografii. Ich dzieła są proste w formie
i przekazie, nie przekombinowane, bez efektów. Jednak przyciągają
uwagę, są idealne pod każdym względem. Balsam dla zmysłów.

Majestatyczne pejzaże Ansela Adamsa




Wyraziste portrety Richarda Avedona






Kontrowersyjna fotografia mody Helmuta Newtona


Gorąco zachęcam do "wyguglania" całych galerii wyżej wymienionych
artystów.


Olimpia jeszcze nie umiała chodzić, a spędzała wiele czasu z Adrianem w
ciemni na wywoływaniu zdjęć. Niewiele z tego pamięta, ale
fotografowanie ma niejako we krwi, po tatusiu :-). W niedzielę robiła
zdjęcia na międzyszkolny konkurs fotograficzny. Modelkę akurat miała
pod ręką cudowną :-). Z niewielką pomocą taty samodzielnie zrobiła
piekne analogowe zdjęcia, od A do Z.




A to cyfrowe zdjęcia z backstage'u




Pielęgnujcie swoje zainteresowania. Dzięki nim nasze życie jest
pełniejsze, a my wewnętrznie bogatsi.

środa, 26 lutego 2014

Jak na "tłusty czwartek" przystało...


Wczoraj mieliśmy " tłusty wtorek", tak o! Zamiast czwartku! Jak zwykle
wszyscy zebrali się u nas na wtorkowym spotkaniu, każdy zaopatrzony był
w składniki do wyrobu pączków, ten w smalec, tamten w jajca lub cukier
puder. Rękawy zakasaliśmy i nuże do wyrabiania ciasta. A że Dorota to
cukiernik z wykształcenia i zamiłowania, robota szła wręcz taśmowo.
Pączuszki były mniejsze niż te kupne, nadziane domowymi powidłami
śliwkowymi i utonkane ( umoczone :-)) w lukrze z odrobinką aromatu
arakowego. Dokładnie takie, jakie pamiętam z dzieciństwa u babci i
dziadka. Pyszne tak, że trudno to opisać!!! Najlepsze oczywiście ciepłe
:-).




Składniki:

1 kg mąki pszennej
100 g drożdży świeżych
100 - 150 g cukru
500 ml mleka
6 żółtek
1 całe jajko
5 - 6 łyżek oliwy lub 100 g masła
pół laski wanilii (lub małe opakowanie cukru wanilinowego)
40 ml spirytusu
sok i skórka otarta z 1 cytryny
pół łyżeczki soli

Ponadto:

tłuszcz do smażenia ( najlepiej smalec)
konfitura albo powidła do nadzienia
cukier puder do posypania lub lukier (1 szklankę cukru pudru rozprowadzić
z 2 - 3 łyżkami gorącej wody, można dodać kropelkę aromatu arakowego,
polecam!)


Zrobić rozczyn z drożdży roztartych z łyżką cukru , 20 dag mąki i
pół szklanki letniego mleka, pozostawić do wyrośnięcia.

Mąkę przesiać. Utrzeć jajo i żółtka z cukrem, dodać mąkę,
wyrośnięty rozczyn, wanilię, sok z cytryny, otartą skórkę, resztę
mleka, szczyptę soli i spirytus. Wyrabiać aż ciasto będzie gładkie i
lśniące, a na powierzchni ukażą się pęcherzyki powietrza. Dodać
roztopiony tłuszcz, jeszcze chwilę wyrobić. Uformować kulę i zostawić
w ciepłym miejscu na 10 - 20 minut, gdy zacznie rosnąć wyrobić.

Ciasto wyłożyć na stolnicę i rozwałkować na grubość około 1 cm,
podsypując mąką, by się nie kleiło. Szklanką wykrawać pączki,
nałożyć na każdy łyżeczkę powideł i zakleić. Delikatnie uformować
okrągłe pączki ( ukulać :-)) i odłożyć na stolnicę do
wyrośnięcia. Przykryć ręcznikiem kuchennym, by nie obeschły.

Smażyć w głębokim tłuszczu po obu stronach, na złoty kolor. Wyjąć,
osączyć na ręczniku papierowym, posypać cukrem pudrem lub polać
lukrem.


Przepis jest sprawdzony, robiłam z niego pączki już wiele razy i zawsze
się udawały.
Z tych proporcji wyszło nam ponad 50 mniejszych pączków. A my
zrobiliśmy dwie porcje i mieliśmy w efekcie końcowym 105 pączków!!!!!
Najedliśmy się okropnie i każdy zabrał do domu pakę słodkości dla
rodziny. Albo na następny dzień. I zamiast biegać w tych pięknych
okolicznościach przyrody, opychał się dzisiaj pączkami!!! :-)
Tłustego czwartku!

czwartek, 13 lutego 2014

Walentynki

Zbiliżają się, zbliżają. Już jutro. I nie zawsze wiadomo, co w ten
dzień począć, by był nieco odmienny od innych i by wprowadzić się w
miłosną atmosferę. A także dać odczuć ukochanym osobom, że są dla
nas ważne. Wiem, że nie każdy zgadza się z szałem walentynkowym i
staje okoniem na każde serduszko napotkane w oknie wystawowym. Szczerze
mówiąc, mnie to też wkurza. Ale to typowo konsumpcyjne święto
nastawione na kupowanie, rezerwowanie stolików w restauracjach lub innych
przyjemności za pieniądze można obrócić w coś całkiem fajnego,
oryginalnego i niezapomnianego. Co roku świętujemy ten dzień w naszej
czteroosobowej rodzince. Taka mała tradycja. Nie spędzamy go kosztownie,
tylko organizujemy sami. Może podpowiem Wam kilka pomysłów, na
zorganizowanie cudownych Walentynek. Niedrogich, ale wesołych i
zapadających w pamięć.

Gdy Olimpia miała dwa miesiące z hakiem, przygotowałam Adrianowi
walentynkową niespodziankę, którą wspominamy do dziś. Z czerwonego
sztywnego papieru powycinałam mnóstwo ( około 70) niezbyt dużych
serduszek. Na odwrocie każdego napisałam jakieś zdanie, rymowankę (
częstochowską i niewyszukaną :-D) lub słowo, które nas dotyczyło lub
kojarzyło się z uczuciami.







Późnym wieczorem poprzedzającym Walentynki ( musiałam długo czekać,
aż mój mąż zaśnie) powkładałam Adrianowi owe serduszka po prostu
wszędzie. W szufladę w łazience, na szczoteczkę do zębów, w kieszenie
spodni, na nocny stolik, we wszystkie kieszenie kurtki, w buty, w papcie, w
zakamarki i schowki w samochodzie, po prostu gdzie się dało. Adrian
śmiał się cały dzień, a serduszka znajdował jeszcze długo po
Walentynkach w dziwnych miejscach. Ma je wszystkie do dziś i co jakiś
czas czytamy głupoty, które na nich powypisywałam. Tych bardziej
pikantnych tekstów dziewczynkom nie pokazujemy :-)


A jeśli nie to, to może balony?? Trzeba się nadmuchać ( hehehhe), ale
warto dużo! Dużo balonów!!!! Głupio to zabrzmiało z tym dmuchaniem,
ale w końcu to dzień miłości!!! :-D. Adrian z Olimpią pojechali na
trening szermierki, a ja dmuchałam i dmuchałam. Ale zamiast powiesić
balony, wszystkie po prostu wrzuciłam do przedsionka domu. Gdy moja
rodzina przyjechała i otworzyła drzwi wejściowe do domu, wysypało się
na nich stado balonów :-). Sami domyślcie się ich reakcji :-).



Wspólna kolacja walentynkowa to oczywiście wieczorna konieczność.
Zwykle gotujemy coś innego, niż na co dzień, ale potrawy są niezbyt
skomplikowane, bo dziewczynki gotują z nami lub część smakołyków
wykonują samodzielnie. Polecamy na tą okazję jako przystawkę duże
krewetki w cieście, a danie główne stanowić może risotto z borowikami
i grillowana polędwiczka wieprzowa oraz kolorowa sałata z sosem
vinegrette. A deser to np. babeczki w kształcie serduszek ( do kupienia
specjalne foremki silikonowe do pieczenia

                                  



Truskawki i bita śmietana byłyby na tą okazję wspaniałe, ale niestety
w lutym ich smak nie jest zachwycający.


Rok temu w Walentynki dla odmiany ja zostałam zaskoczona. Znalazłam w
skrzynce na listy dwie kartki walentynkowe od....uwaga.... Vincenta Cassel
( były mąż Moniki Belucci, ideał najbardziej męskiego mężczyzny
dojrzałego) oraz od Tyrese'a Gibsona ( ciało...oj...). Oczywiście mój
mąż wie, że są całkiem nieźli w moich oczach. Wie też, że najpierw
jest on, później długo, długo nic, a dopiero gdzieś tam na końcu
może być Vincent lub Tyrese :-). Bzdury wygaduję jak nastolatka :-). W
każdym razie dostałam od nich Walentynki. Zobaczcie sami





Byłam popłakana ze śmiechu. Do dziś te kartki działają na mnie
podobnie. To tak ważne, chyba najważniejsze, by po tylu latach bycia
razem umieć się wzajemnie rozśmieszać. W tym miejscu chciałam
zaznaczyć, że absolutnie nie mamy zapędów rasistowskich. Boże broń!!!
Tyrese'a przepraszam. Vincenta też :-).


To nie wszystkie pomysły na miły wieczór zakochanych. Wszystkie jednak
nasze Walentynki, choć niskobudżetowe ( nie licząc zakupów na
kolację), były bardzo wesołe i będziemy o nich pamiętać jeszcze przez
wiele lat. Kolacje w restauracji kiedyś też przerabialiśmy, ale nawet
nie pamiętam, co jedliśmy. A nasze małe uroczystości 14 lutego
wymagają dużo większego ruszenia mózgownicą i czasem trochę wysiłku.
Dlatego są takie wspaniałe.

A jeśli nie macie dzieci lub poszły na noc do dziadków, to może szampan
i kolacja zjedzona w wannie? Lub po prostu Ty przewiązana tylko wielką
czerwoną kokardą. To będzie chyba najlepszy prezent walentynkowy dla
Twojego mężczyzny...


Aktualizacja !!!







 
Dostałam dziś!! Świeżutkie!! Tym razem walentynki od Ryana Reynoldsa i
Madsa Mikkelsena! Zestaw podobny jak ostanio: ciacho i prawdziwy facet! Ale
teksty jeszcze lepsze chyba niż w zeszłym roku! Mam ataki śmiechu od
rana, makijaż spłynął... Uwielbiam takie dni!! 
Adrianku: jesteś najlepszy, w całokształcie!!!! Oni Ci do pięt nie
dorastają!!! Chyba, że moszną :-D

środa, 5 lutego 2014

Ponikwa

Udało nam się wyskoczyć na zimowy urlop w góry!!! Juhuuuuu!!! Przywiało nas do Ponikwy w Kotlinie Kłodzkiej, 15 minut pieszo od Długopola Zdrój. I jak zwykle z naszym szczęściem trafiliśmy do cudownego miejsca, mianowicie do "Stanicy nad Ponikiem". To gospodarstwo agroturystyczne prowadzone od 6 lat przez przesympatycznych gospodarzy Grażynę i Waldka. Gospodyni jest rewelacyjną kucharką i codzienne obiadokolacje są punktem dnia, którego nie mogę się doczekać. Wszystko domowe i smaczne, a zupy to po prostu majstersztyk!! I nie muszę gotować :-). Gospodarz za to ma talent chyba do wszystkiego :-). Opowiada historie i ciekawostki z regionu, zbija z dziećmi budki dla ptaków, umila pobyt gości organizując to ognisko, to potańcówkę, to jakiś mały konkurs. Gospodarstwo odnowił własnymi rękoma. Pozostawił wszystko w klimacie wiejskim z ubiegłego stulecia i na każdym kroku nie brakuje uroczych charakterystycznych detali. Oprócz niewątpliwych wartości wizualnych zarówno samego gospodarstwa jak i otaczających go bajkowych krajobrazów, największym urokiem jest panująca tu atmosfera. Wszystko dzieje się spokojnie i bez żadnego spięcia. Życzliwość właścicieli udziela się gościom, uśmiechy nie schodzą z ust. Jak w wielkiej, szczęśliwej rodzinie. Jest tu pięknie!













Mimo, że śniegu ogólnie nie ma, na stokach go nie brakuje. A że temperatura jest cały czas lekko minusowa, warunki narciarskie się na razie nie zmieniają, choć opadów świeżego puchu niestety na najbliższy czas nie zapowiadają. Z Ponikwy mamy 25 km do Zieleńca i tyle samo do Czarnej Góry. My często korzystamy ze stoku w Spalonej, do którego, dzięki tajemniczemu off roadowemu skrótowi pana Waldka, mamy tylko 6 km. Stok nie jest wybitnie duży, ale dzięki niezłemu utrzymaniu oraz niewielkiemu nachyleniu jest wprost idealny do nauki jazdy na nartach. I tak oto Jagienka, mając pierwszy raz w swym pięcioletnim życiu narty na nóżkach, już po pierwszym zjeździe załapała o co w tym wszystkim chodzi. I po prostu jeździ, skręca, hamuje, wjeżdza sama na wyciągu i nieźle panuje nad nartami. Wrodzony talent!!! Teraz stwierdziła, że chyba zostanie narciarką, a nie dentystką :-). Olimpia jeździ świetnie i przy pomocy instruktora Patryka szlifuje tylko swoje umiejętności. A ja oprócz jazdy na nartach wspominam moje dzieciństwo w Spalonej, w której jako mała dziewczynka wraz z rodzicami spędzałam każde lato i zimę. Spotkałam nawet ówczesną panią sołtysową, obok domu której znajdowała się chata, w której mieszkaliśmy. Chata zresztą istnieje do dziś i znajduje się tam teraz gospodarstwo agroturystyczne www.osmelakowadolina.pl prowadzone przez syna pani "sołtysowej", do którego należy także wyciąg. Ależ się śmiała, jak podeszłam się przedstawić i przypomnieć, że 30 prawie lat temu mówiła na mnie i siostrę paskudy, a my do dziś nazywamy ją "sołtysową". Ach, miło tak powspominać...



Nie wiem dlaczego rodzina śmieje się z mojego kasku. Że niby jajko na głowie mam albo wyglądam jak szturmowiec imperium (Star Wars).
Adrian za to ma kask czarny i wygląda jak Lord Vader.
Obojętnie jak kask wygląda, ale ma być !!!







Jeśli ktoś nie lubi jeździć na nartach, to w Ponikwie nuda nie grozi. Można wybrać się do Długopola Zdrój, nawet na piechotę, napić się leczniczej wody lub skorzystać z szerokiej oferty SPA w "Dworze Elizy" www.dwor-elizy.pl , gdzie goście "Stanicy nad Ponikiem" mają 20% zniżkę.





Codziennie po nartach ruszamy na bardzo długi spacer, by zrekompensować Jogiemu ( który oczywiście jest tutaj z nami), nasze wypady na narty bez niego. Jogi bardzo się zaprzyjaźnił z czterema sukami właścicieli i stanowią już zgraną sforę.




Oprócz psów są tu także piękne owce kameruńskie



Przed wieczornym posiłkiem, aby na chwilę oderwać myśli i soki żołądkowe od cudownych zapachów dochodzących z kuchni pani Grażynki, można zagrać w bilard lub piłkarzyki albo poczytać książkę przed kominkiem





A wieczorami ognisko, grzane wino i świetne towarzystwo. Cóż chcieć więcej na urlopie...



Ach, jeszcze jedno. Najważniejsze. Informacje o tym cudownym miejscu znaleźliśmy na stronie www.ponikwa.com . Tak tylko wspominam, gdybyście mieli ochotę wyrwać się w Kotlinę Kłodzką, pooddychać pełnymi płucami i zresetować mózg po codziennej gonitwie. To miejsce jest tego warte!